lśniącym dyamentem, a w spojrzeniu wielkich oczu i uśmiechu warg delikatnych mieściły się energia i słodycz, rozum i wesołość. Zdrowie ciała i ducha oblewały policzki jéj barwą różaną, a drobne stopy żywo i lekko zdawały się ją nosić po drodze życia. Taką widywano ją dotąd.
Dziś także była piękną, tylko że słodycz, wesołość i żywość znikły w niéj ze szczętem. Żałobą okryła się, ale żałobą białą, przejętą przez niewiasty rzymskie, odkąd z rozszerzającym się zbytkiem purpura odcieni różnych godowym strojem być zaczęła. W niepokalanie więc białéj tunice, wązko obejmującéj aż do stóp wysmukłe jéj kształty, a na ramieniu skromnym agatem spiętéj, szła ona krokiem powolnym, lecz równym, a patrzący na nią mężowie zdala już spostrzegali wielką bladość i ponurą energią, które jéj twarz okrywały. Zbliżywszy się i przed bronzowym stołem, pełnym czar srebrnych, stanąwszy, podniosła głowę i obojętném acz grzeczném jéj skinieniem obecnych powitała. Wespilion, który na widok jéj zbladł był i dłoń podniósł do czoła, teraz pochylony, z duszą całą w oczach, wlepiał w nią niespokojne, namiętne spojrzenie. Ona po chwili, przez którą zdawała się chwytać powietrze, uciekające z jéj piersi, suchém, rozgorzałém okiem po obecnych powiodła i głosem przyciszonym, lecz w którym najlżejszego drżenia nie było, rzekła:
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
— 42 —