z nich srebrną prząśnicę z wełnistą kądzielą i uczepioném do niéj wrzecionem z kości słoniowéj. Były to prząśnica i wrzeciono Turyi, które, po ukończeniu żałobnych obchodów, służba domu umieściła na zwykłych im miejscach. Naprzeciw, pod ścianą, cicho przelewała się w alabastrze struga wody, upływem swym znacząca bieg minut i godzin. Wespilion długo patrzał na prząśnicę i wrzeciono, na otaczające ołtarz, posążki bóztw domowych, na zegar wodny, który dla domu tego i dla niego znaczył był przez lat tyle, tyle szczęśliwych godzin, aż opuścił „atrium” i po chwili podnosił zasłonę, okrywającą wejście do sypialni zmarłéj Wespilii. Tu nieustannie, dziko unikając ludzi, przebywała teraz Turia.
Jakkolwiek była to pora kwitnięcia róż, a dokoła domu panowała noc gwiezdzista i ciepła, zimno musiało być kobiecie téj, która na nizkim stołku, w skurczonéj i zziębłéj postawie siedziała przed małym ogniem, palącym się na niewysokim, żelaznym trójnóżku. Fajerki takie ogrzewały zazwyczaj pokoje domów rzymskich w porze ostrych, zimowych wiatrów, lecz Turya w letnią noc tę czuła snadź dolegliwe zimno. O zmianie dziennego ubrania na inne nie pomyślała wcale i tak jak przed kilku godzinami, białą, wązką suknią od stóp do głowy objęta, siedziała schylona, z twarzą w dłoniach, a tylko krucze warkocze opadły z jéj głowy, rozplotły się i opłynęły ją całą rzęsistemi strugami. Usły-
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —