Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.
—   56   —

milczała i myślała, potém cichym i przerywanym głosem mówić zaczęła:
— Bogami świadczę się, że przeniosła-bym wszystko: rozłączenie się z tobą i wzgardę cnotliwych, — ale nie mogłam znieść wzgardy twojéj, Lukrecyuszu, ani tego, abyś brzydzić się miał całym rodem ludzkim. Jakżebyś bowiem mógł pojąć drugą małżonkę, gdybyś w kobiecie każdéj upatrywał duszę zdradliwą i podłą? Jakżebyś mógł prawym i dzielnym mężem pozostać, gdybyś wierzyć przestał w cnotę człowieka. Słabą niewiastą jestem, sam widok twój już zachwiał stałością moją, cierpienie twoje dokonało reszty.. Powiem ci wszystko.
Wola i przyzwyczajenie do rozsądnych słów i postępków przywracały jéj spokój i rozwagę. Z coraz większym spokojem i coraz rozważniéj mówiła daléj:
— Pamiętasz, Lukrecyuszu, jakeśmy długo biadali oboje nad tém, że bogowie nie dawali nam liczniejszego potomstwa! Tyś pragnął syna, ja, wstyd i smutek méj niepłodności okrywając wielką twą dla mnie miłością, pragnęłam go dla ciebie więcéj niż dla dumy i radości swojéj. Dorastająca Wespilia coraz bardziéj gasiła w nas pamięć o tém jedyném szczęściu, którego nam nie dostawało. Ileż razy mówiłeś o tém, że przyszłego małżonka jéj przybierzesz sobie za syna i że, nosząc twe