Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
—   61   —

siądę do krosien, aby piérwsza toga męzka, w którą go przyobleczesz, mojemi rękoma utkaną była...
Kilka łez stoczyło się z oczu jéj po rozpalonych policzkach, załkała, ale raz tylko i nie z boleści. Owszem, unosił ją i blaskami swemi całą oblewał wspaniały duch ofiary.
— Dla ojczyzny naszéj, dla drogiego Rzymu naszego uczyń to, Wespilionie! — zawołała z natchnionym wzrokiem. — Nadeszły już czasy niesprawiedliwości i gwałtów, nadejdą potem długie szeregi walk i oporów... Gruzy wolności rzymskiéj święte skarby ojców naszych w marny proch przemienione, nie ostygną prędko... Lata mijać będą, nie przynosząc końca spiskom, buntom, walkom i morderstwom. Lecz, aby budowa, wzniesiona przez Juliusza i Oktawiana, obaloną została, trzeba Rzymowi szlachetnéj krwi wiele. Zkąd-że jéj on weźmie, jeśli najcnotliwsze rody jego bezpotomnie zagasać będą? Cudzoziemcy, Wespilionie, do ojczyzny naszéj płyną rzeką wezbraną, a potomstwo ich troszczyć się nie będzie o wielkość jéj i wolność, tylko o rozkosze i bogactwa swoje... Pragnę, aby synowie twoi zwiększyli zastęp mężnych i prawych, dopomogli kiedyś do tryumfu sprawiedliwości, wzmocnili życie Rzymu kroplą prawdziwéj, potężnéj krwi rzymskiéj...
Umilkła, nizko chyląc głowę, a załamane dłonie podnosząc, szepnęła jeszcze: