Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.
—   67   —

swawola, nigdy ściany jego nie usłyszały nieprzystojnego słowa, ani oka córki mojéj nie zaćmił widok dlań niestosowny. Uprzejmym uśmiechem i miłą rozmową ugaszczałaś przyjaciół moich, dla sług i domowników, jak żona Isomacha, byłaś zawsze czujną, sprawiedliwą, a o potrzeby ciała ich i ducha dbałą... a gdyś wobec Cezara i rodziny jego często stawała, nigdy słowem żadném ani ruchem nie zaprzeczyłaś przeszłości mojéj i czoła mego nie okryłaś rumieńcem wstydu... I ty najlepsza i najdostojniejsza mniemać mogłaś, że ja cię kiedykolwiek dla celów choćby najponętniejszych na inną zamienić zechcę! I tyś myśléć mogła, że mi synowie z innéj zrodzeni wynagrodzą utracenie ciebie! O, Turyo! gdy córkę jedyną utraciłem i tyś się odwróciła odemnie — niech bogowie mi przebaczą! — ale boleść którą uczułem nad drugiém, zgasiła we mnie pamięć pierwszego z dwóch tych nieszczęść moich. O ty najsłodsza! jabym do ciebie jak Odysseusz do Penelopy, przez wszystkie morza płynął, wzgardliwie odtrącając zaloty nimf, syren i czarownic wszystkich! Jabym jak Keiks do stóp Albiony, przez morze pochłonięty, trupem jeszcze do ciebie powrócił. Pójdź do mnie... pójdź... tu, bliżéj...
Rozrzewniona nad siły, ze szczęściem, które rozsadzało jéj piersi, próbowała jednak opierać się jeszcze, ale on, obie dłonie jéj przyciągając ku so-