Ta strona została uwierzytelniona.
— 70 —
si Turyi, która, jedném ramieniem obejmując szyję męża, drugiém ją ogarnęła. Ogień, palący się na trójnogu, dogasał, lampka w bronzowym sandałku mdłe i chwiejne światło rzucała na malowane po ścianach ptaki i motyle, na zygzaki greckich głosek, napełniające karty rozwartéj na ziemi księgi, na popiersie latyńskiego poety, bielejące u szczytu ciemnéj kolumny. Noc płynęła, śpiewny głos służebnego pacholęcia melodyjnie rozchodził się po cichym domu, oznajmiając upływające godziny i już przez ametystową firankę zasłaniającą okno przebijać się zaczął szary błękit świtu, a troje pogan tych dzieliło się jeszcze z sobą rozkoszą świętych zamiarów i uczuć.