cemi palce ich pierścieniami. Dokoła twarzy liliowo-białéj i gładkiéj, któréj linie zakreślały wytworny owal, jak strugi roztopionego złota spływały włosy płowe, zalotnemi skręty wijące się po ramionach i plecach, miałkiém złotem osypane, napojone lotnemi woniami. W gęstwinie tych włosów tylko co zdjęty z nich wieniec pozostawił tu i owdzie pąki róż i więdnące fiołki. Do fiołków barwą swą podobne były jego oczy, których dziecięcą prawie wesołość przysłaniała zlekka łzawa mgła długich rozkosznych upojeń. Po łabędziéj szyi Lucyusza wił się sznur turkusów, kołysząc mu na piersiach misternie ze złota wyrzeźbiony wizerunek ulubionego konia jego, lotnonogiego ptaka cyrkowych aren Awisa.
Krokiem zalotnéj dziewczyny przebył komnatę i różowemi ustami serdeczne pocałunki złożył na policzkach brata. Potém z miną dziecka, któremu przerwano miłą zabawę i z miękką gracyą ruchów opuścił się na futrami usłane łoże. Rubinowe, szmaragdowe, szafirowe blaski, z szyb okna padające, zamigotały mu w złotych włosach i splotły się nad czołem w ruchomą tęczę. We wpół leżącéj postawie wsparł głowę na dłoni i fiołkowe oczy utkwiły w twarzy Aureliusza. Głos jego, — gdy mówić zaczął — pełen był tonów śpiewnych, srebrnych, pieszczotliwych.
— Wezwaniem swém, Aureli, przerwałeś mi
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
— 77 —