niejszym, jest moja doskonała szczęśliwość. Posiadam zdrowie, piękność i wesołość. Mléko oślicy, w którém codziennie członki swe zatapiam, daje mi białość i gładkość marmuru; zimna woda termów, w któréj pluskam się z bezmyślnością ryby, utrwala ich gibkość i jędrność. Na czole moim upłynione lata tyle pozostawiły zmęczenia, ile pyłku zostawia na róży muskające ją skrzydło motyla. Oko moje goreje, śmieje się, wabi, a pierś oddycha szeroko i lekko, rytmicznie, śpiewnie uderza w niéj serce. Lekkim czuję się tak, że patrzę czasem, czy mi u ramion nie wyrosły skrzydła. Człowiekiem ptakiem widząc się, zwołuję lutnistów i każę im śpiewać o wiośnie bez końca, o niebie zasianém słońcami uciech niezliczonych. Gdy po szerokiéj Apijskiéj drodze, lotnonogi mój Awis jak wiatr mię niesie ku rozkosznym wybrzerzom morza, a morskie powiewy rzeźwiące pocałunki kładą mi na twarz i ramiona; gdy w Sphaeristerium z mistrzowską zręcznością odrzucam piłkę, ciskaną przez towarzyszy, albo dzirytem zbijam ich w ziemi utkwione diryty; gdy w żyłach moich wre sok płomienny, wyciśnięty z jagód, zrywanych na greckich wyspach, a z mego rogu złote kości wypadają z drażniącym brzękiem; kiedy długiemi memi włosami zamiatam łona ślicznych rzymianek, syryjek, hiszpanek, a usta rozkoszne szepcą mi do ucha: „kwiatem jesteś, Lucyuszu! Adonisem jesteś, bogiem nieśmiertelnéj
Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
— 86 —