Strona:Eliza Orzeszkowa - Stare obrazki.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.
—   87   —

wiosny!“ — wtedy dziękuję dobrym geniuszom moim, że odwracając mnie od trudów i trosk, wydarły me ciało słabości, zwiędnięciu, smutkowi, tym szpetnym klęskom, z których piekielne Parki przędą nić życia dla takich, jak — ty!
Z drgającemi tryumfem ustami i tęczą świateł, migocącą nad zapłonioném czołem, mówił daléj:
— Czy jest w palatium jedno jeszcze zwierciadło, nie sprzedane przez Cezara na koszta wojny? Przejrzymy się w niém oba, jeden obok drugiego stojąc! Pozdrawiam cię, przodku mój, o niecałe dwa pięciolecia przedemną przybyły na ziemię! Sam bóg czasu, nie poznał-by w nas rówieśników. Synem, syna twego nazwał-by mnie każdy, twoją powagę, a moją młodzieńczość ujrzawszy. Czemże cię obdarzyły miłe twoje kochanki? Boska filozofia! Czcigodna praca! Rozczulająca ludzkość! Dziękuj im, że zmarszczkami przedwcześnie zorały ci czoło, a na włosach złożyły grobową różę siwizny. Dziękuj im za szeregi bezsennych nocy, które krasę z policzków i warg twych wyssały. Cóżeś to uczynił z przyrodzoną pięknością swych kształtów? ukryłeś je pod fałdzistą togą, a zwątliłeś pochyłém ślęczeniem nad pergaminami. Cóżeś uczynił z blaskiem twych oczu? Przyćmiłeś go troskami i załzawiłeś litością. Wzrok swój cofnąłeś w głąb’ własnéj duszy, i w niéj jak narcyz w zwierciedle wodném, przyglądasz się samemu sobie — nie aby na