Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

zranione zwierzę rzucałem się po mojem mieszkaniu, nie chcąc nikogo widzieć, nic słyszeć i tylko słuchając, słuchając, słuchając burzy własnych myśli, i tylko patrząc, patrząc, patrząc w obraz tego kochanego, dobrego, niezapomnianego człowieka, na który mi dziś spadła taka łzawa i krwawa mgła?.. Północ wybiła, kiedym zdołał nakoniec wrócić do rozmowy z tobą; a teraz jest już trzecia godzina ranna, noc minęła, siny świt dnia zagląda do moich okien...
»Co ja z tem teraz pocznę? Jak ja wyjdę z tych sieci, w które mię pochwyciły najdroższe pojęcia i najmilsze uczucia moje? Kto teraz na mojej głowie postawi stopę mszczącą losy Skomoroszki? Kto za winę mego ojca wyda na mnie wyrok: Zgiń! Kto w moich oczach w obliczu zmarłego będzie miał prawo rzucić wyrazy: »Głupiec i nikczemnik!« Ojciec mój, Sergiuszu, był dobry, dobry, dobry; mówię to i krzyczę sobie i tobie, mówić to i krzyczeć chciałbym całemu światu, tak to gorąco czuję, tak o tem silnie przekonany jestem. Jednak popełniał on to, co ja nazywałem zbrodnią, odkąd usta moje po raz pierwszy wymówiły wyraz ludzkiego współczucia i rozumu. Czy ludzie naprawdę bywają dwoiści? I ot, przyszło mi na myśl: czy on tylko jeden?.. Trzebaby nad