durniu maleńki! — Zawołam ja do ciebie taty, poczekaj zawołam! Niechaj do synka przyjdzie!
Stanąwszy przy płocie warzywnego ogrodu, donośnie zawołała:
— Klemens! hej Klemens!
Kilkanaście tylko zagonów dzieliło ją od orzącego chłopa, który podniósł głowę i również donośnie zawołał:
— Chwedora? a czeho choczesz? (czego chcesz).
— Chadzi! — wołała, jednem ramieniem przytrzymując u piersi dziecko, a drugiem dając mężowi wzywające znaki, — chadzi tutki, chutko! (prędko) chadzi!
Konie pośród zagona zatrzymał i ciężkim, szerokim krokiem przebywszy małą przestrzeń, stanął z przeciwnej strony płotu.
— Czeho? — zapytał.
Lecz Chwedora odpowiedzieć jeszcze nie zdążyła, gdy Tadeusz wyrwawszy się z jej objęcia, nogami o płot zaczepiony, rękami chwytał koszulę ojca. Akrobatyczne to ćwiczenie nie odbyło się bez sprowadzenia znacznych nieporządków w skromnej toalecie malca. Pomiędzy dwojgiem wysokich i silnych ludzi, nagie ciałko dziecinne, przez chwilę świeciło na słońcu jak posążek z pozłacanego bronzu. Klemens zdjął dziecko z płotu, wziął je w żylaste ramiona
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.