zębów. Z drugiej strony płota takiż uśmiech rozsunął grube, czerwone policzki kobiece.
Mąż i żona mieli piękne, zdrowe, białe zęby. Nad dzieckiem, które pomiędzy nimi szamotało się i szczebiotało, spojrzenia ich spotkały się ze sobą przyjaźnie i wesoło. Jednakże Klemens miewał zwykle powierzchowność trochę ponurą. Zasmucało go to, że własnej ziemi nie miał i po dworach za parobka sługiwać musiał.
Miał też w przeszłośći swej nieszczęścia i grzechy, które, gdy sobie przypominał, wzdychał, albo w złość wpadał. Dużo pieniędzy stracił był na przeklętą wódkę i ze stryjecznym bratem przegrał proces o trzy morgi gruntu. Teraz przecież nikt nie domyśliłby się w nim tych ciężarów i smutków życia. Wyciągnął nad płotem ręce, żonie dziecko oddając i pod gęstym szorstkim wąsem błyskając wciąż w uśmiechu białemi zębami, gniewnie niby mówił:
— Bóg wie, poco tu przyszli oboje i jeszcze człowieka od roboty odwołują! Czy ja tu z wami cały dzień baraszkować będę? Na, masz! zabieraj sobie tego paskudnika i do roboty ruszaj!
Całus tak głośny, jak wystrzał małego pistoletu, rozległ się nad płotem, a na tłustym, ogorzałym karku malca, tuż pod jasnemi jego włosami, od energicznego przyciśnięcia ust oj-
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.