roko, i jak na dłoni widzialny odkrywał się ogród spacerowy, okryty gładkim trawnikiem i siecią krętych ścieżyn, połyskujących białemi mostkami, łączącemi brzegi wąskich kanałów, których woda tu i owdzie rzucała na trawniki nieregularne tafle kryształu. Tam, w małych, cienistych gajach, mieszały się różne odcienie zieloności różnych gatunków drzew i różne barwy okrytych kwiatami krzewów.
Nad murawą i wodą, powietrze napełniały niezliczone roje białych i blado-żółtych motyli; w głębi zaś tego pięknego miejsca stał dom jednopiętrowy, ale na podmurowaniu swem wysoki, tak biały — że w słońcu aż srebrny, z rzędem dużych pootwieranych naoścież okien i dużym gankiem, ocienionym gęstwiną pnących się i zwikłanych powojów.
Kapliczka z wysoko umieszczoną niszą i ten ganek obszerny i cienisty, znajdowały się wprost naprzeciw siebie i nad rozległą przestrzenią; patrzały na siebie przez szerokie okno, utworzone w rozerwanym szeregu lip.
Do południa brakowało już tylko jednej godziny; na warzywny ogród spadał skwar lipcowy, ciężki i palący. Niemniej kipiało tam gorące i przyśpieszone życie roślinne i ludzkie. Nad zajmującemi obszerną przestrzeń zagonami
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.