Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

nisko rosnących warzyw, pochylało się że dwadzieścia kobiet, których głowy w jaskrawych chustkach wyglądały na słońcu jak bajecznej wielkości piwonie. Zpomiędzy rozłożystych buraków, delikatnie wyciętych liści marchwi, czołgających się łodyg ogórków, wyrywały one pokrzywy, lebiody, mokrzyce, marchewnik, psiemięty i pełno tego zielska nabierając w pasiaste fartuchy, zanosiły je w jeden z rogów ogrodu, gdzie go już wzbierała się duża góra. Wyrywanie i odnoszenie zielska odbywało się żwawo i w zupełnem prawie milczeniu, niemniej, w cieniu lip i na małem podniesieniu gruntu umieszczony nadzorca młody i rześki chłopak, noszący tytuł pana namiestnika, poczuwał się do obowiązku gromienia bab i wołania na nie o pośpiech i gorliwość.
Czynił to bez gniewu, bo i nie było zaco się gniewać; ale gdy tylko dostrzegł; że dwie głowy zbliżyły się do siebie w celu poszeptania o czemś, czy dwie ręce opadły na pasiasty fartuch, wyciągał ramię ubrane w szary płócienny rękaw i donośnie wołał:
Dzieuczata! ej! dzieuczata! (dziewczęta) nie próżnujcie! Czas darmo tracicie! Toż heto hrech! (to grzech). — Albo:
— Baby! ej, baby! Nie rozpuszczajcie języ-