— Cóżeś robił? — ze wzmagającym się znowu gniewem krzyknął Korejba.
Tomkiewicz, który na Żyda spoglądał z przygnębiającą wzgardą, zażartował:
— On pewno patrzył, czy w tym grochu ruble czasem nie rosną...
Żyd cicho wymówił:
— Ja jego jadł... to prawda...
Korejba wybuchnął znowu.
— A cóżto ty sobie myślisz, że ja groch sieję dlatego, aby każdy włóczęga objadał się nim podostatkiem. Poczekaj... nie daruję... musisz zapłacić, albo cię do mirowego (sędziego pokoju) zaciągnę...
Żyd znowu pokłonił się nisko.
— Oj, — jęknął — niech wielmożnemu panu sto lat życia i zdrowia będzie, kiedy wielmożny Gedalu daruje... ja do Szumnej na nocleg szedł i ten groch spotkał... On przy drodze rośnie! a czemu on przy samej drodze rośnie! Aj! wiele ja tam zjadł! troszeczkę...
Tomkiewicz, który widocznie dowcipem swym olśnić chciał ulubioną, figlarnie na Jadwinię zerknął i z grubym śmiechem zawołał:
— To wam, Żydzie, słowo honorowego człowieka, wasza religia wiele kraść nie pozwala, ale troszeczkę pozwala, co?
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.