przerażony wzmianką o grochu, Gedali uśmiechał się, oczyma niespokojnie błyskał i kłaniając się razporaz, bełkotał, że niema śmiałości usiąść, że nic nie szkodzi... on sobie... tak postoi... Ale Jadwisia zerwała się z ziemi, schwyciła stołek i stawiając go obok Żyda, ze ślicznym uśmiechem szerokich, lecz rumianych ust rzekła:
— Proszę siadać! pewno już nogi od stania zabolały! Co tam, ot, proszę siadać!
To »co tam« odnosiło się do ruchu, jaki uczynił Żyd, aby pocałować tę czerwoną rączkę, która mu siedzenie podawała.
— A siadajże do licha! — rozkazująco krzyknął Korejba.
Żyd drgnął z przestrachu i w mgnieniu oka usiadł. Znalazł się teraz blisko ognia i wyraźnie widać było, że nogi i ręce mu drżały, pierś podnosiła się szybkim, chrypiącym oddechem a oczy tak zapadły, że pośród delikatnej i żółtawej skóry czoła i policzków, wyglądały jak dwie czarne, gorejące iskry.
— Ależ kiepsko wyglądasz! Lepszych od ciebie do trumny kładą — zaczął Korejba. — Chory jesteś, czy co?
— Chory wielmożny panie, chory!
Opowiedział, że już od owego spalenia się
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.