naturze nieznany, do apokaliptycznych potworów albo rycerzy podobny. Dokoła kapliczki przeciągłej, rozpaczniej westchnęły drzewa, wiatr z jękiem wpadł przez szczeliny okien i zaszamotał starą kartą, która wzdęła się i, jak skrzydło ptasie, z szelestem uniosła się w górę. Zdawać się mogło, że apokaliptyczny rycerz zrywa się z miejsca, na którem go przykuto i z proporcem, podobnym do kosy, na koniu o lwiej grzywie, wnet w przestrzeń uleci. W jęki wiatru, przez szczeliny okien wlatujące, wmieszał się szept ludzki, gruby, przerażony:
— Jezusie miłosierny! ratuj duszę moje!
...Niegdyś, niegdyś pacholę chłopskie w świąteczną sukmankę odziane, przez matkę za rękę tu przyprowadzone, klękało u drzwi tej kapliczki i z trwogą, która walczyła z zachwytem, wznosiło błękitne, niewinne oczy na wielki krucyfiks i wymalowanego śród papierowej karty konnego rycerza z proporcem...
Latarkę zgasił. Wyszedł z kapliczki, drzwi jej pozostawił otworem i nie zatrzymując się już ani na chwilę, wysoki nawet wśród wysokich sosen, powoli znowu, krokami olbrzyma przestępował krzaki i mogiły.
Z cmentarza wszedł na drogę, szerokość jej przebył i rękę położył na wrotach pierwszej
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.