to krótko. Miał lat szesnaście i ukończył pięć klas gimnazyalnych, kiedy cera jego nabywać poczęła tej przykrej, monotonnej, papierowej białości, ręce wychudły, ruchy zleniwiały; bolące oczy, z porady lekarza, okryto mu wtedy jak starcowi ciemnemi okularami; odtąd nigdy już ich nie zdejmował. Szkołę porzucił, do rzemiosła był za słaby, zaczął pracować w biurze landratury. Karyera jego była złamana na zawsze. Dlaczego? Nikt sobie o tem dokładnej sprawy zdać nie mógł. Poprostu uległ był naciskowi czegoś niewidzialnego, ale przecie istniejącego — gdzie? w szkole? w domu osmuconym dymisyą ojca? czy w sposobie życia ubogiej rodziny? czy w moralnem powietrzu, którem oddychało to miasto? Moźnaby dociec, lecz trudno dociekać.
— Czy śpisz, Mieczku? Mieczku, czy śpisz?
Nie spał już, usłyszał ciche zapytanie siostry i jeszcze niewyspany po ciężkiej pracy biedny kancelista landratury, leniwie wyciągając się na kanapce, wydobył z gardła wzajemne, nieokreślone, gapiowato brzmiące pytanie:
— Ha?
Potem, podniosłszy się nieco, oba ramiona w całej ich długości w górę wyprężył, i głośno poziewając, dopóty usta szeroko otwierał, póki
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.