Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.

i łapać mieli, a on nie dureń, wziął i znów uciekł... psia jego krew... jaki mądry! cha, cha, cha, cha!
Sam jeden śmiał się, inni milczeli, a Mikuła brwi ściągając, zapytał:
— A nie breszesz Aleksy? A nie wymyślił, żeby baby straszyć?... A próbował kiedy baćka zwodzić? A?
Teraz, młody chłop, strwożone nieco spojrzenie zrazu na ojca rzuciwszy, z obrazą w głosie odpowiedział:
— Jeżeli ja łgę, to i pisarz łże. Od pisarza ja najwięcej i nasłuchał się o tej hawanturze, bo do kancelaryi pismo przyszło, że on tu tylko co był i znów przepadł... to musi jeszcze daleko nie zaszedł, to żeby jego szukać i łapać... takie pismo przyszło...
— Może i chfotografią do kancelaryi przysłali? — zapytał bednarz.
Aleksy z pogardą ręką machnął.
— Z takich jak on chfotografii nie rysują... z innych rysują... Ale pisarz mówił, że pismo przyszło... Szukajcie, mówi, jeżeli Boga kochacie, szukajcie, a to, mówi, całemu światu wielka bieda będzie... Rozboje będą, mówi, złodziejstwa, grabieże będą... to i to będzie... A jak jego kto złapie, to zaraz do turmy odstawim, mówi...