Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

będzie on konie kradł, jak kat jemu dwieście pletni w plecy wsadzi...
— Aj, aj, — piskliwie wrzasnęła Hanulka.
— A tobież co? — obruszył się Aleksy, ale zaraz spojrzał na żonę, która całą swą szczupłą kibić naprzód podając, lamentowała także.
— Oj, oj, oj! a! a! oj, oj!
Stara Nastula wyschły policzek na dłoni oparła i głośno wzdychała:
— Bożeż mój, Boże! oj, Bożeż miłosierny...
Piętnastoletni Jasiek stał jak skamieniały, z oczami wytrzeszczonemi, aż obydwie ręce do ust przyłożył i trzęsącym się głosem zahuczał.
— Hu, hu, hu, hu!
— Ot przelękli się, że rozbójnik pletniami dostanie! — zaśmiał się Aleksy.
Przybyły nie stał już teraz w tak wyprostowanej jak wprzódy postawie. Kiedy Aleksy pierwszy raz wspomniał o pletniach, widać było jak pod cienkiem suknem podartego surduta łopatki jego poruszać się zaczęły i powoli podnosiły się w górę; kark zaś, jakby pod nagłem uderzeniem w dół opadł i broda dotknęła piersi.
— Ciekawość, czy szelma wytrzyma? — mruknął bednarz.