— Ojej! i jak wytrzyma! — twierdził Aleksy; — jeszcze potem w łańcuchach na koniec świata pójdzie, a jak przyjdzie tam gdzie jemu być przykażą, to od rana do nocy młotem pod ziemią będzie walił, albo taczki ciągał...
— Oj, biednyż on, taki biedny! — westchnęła Jelenka i trzymane w ramionach niemowlę mocniej do piersi przycisnęła.
— Oj, naco jemu było na ten świat przychodzić? Naco Pan Bóg najwyszejszy na ten świat jego przysyłał? — wzdychała Nastula.
— Jaby zdaje się nie wytrzymała... wzięłabym, tajbym się utopiła... — prawiła Hanulka.
Krystyna znad statków, które myła, wyprostowała się, ramiona znowu u piersi skrzyżowała i wysoka, silna, kształtna, ciemnemi oczami w ogień patrzyła. Piękne jej usta kurczyły się trochę i zsunęły się ciemne brwi. Kiedy wszyscy umilkli, odezwała się głębokim basowym głosem:
— A taki i tego kiedyściś matka na rękach swoich nosiła i kołysała...
Przybyły nagle ku niej się zwrócił. Długo na nią patrzył, aż pochylił się prawie ku samej jej twarzy i grubym, świszczącym szeptem wymówił:
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.