Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

miętają... a kto wróg? cały świat wróg, kiedy nikt ratować ani myśli... a każdy zgubić żąda...
Znowu ku stołowi, ale już ze skrzyżowanemi ramionami poszedł i trochę naprzód pochylony, Mikule w twarz spojrzał. Stary od paru minut już całą górną część swego potężnego ciała naprzód pochylił i na gościa swego tak przenikliwie patrzył, że aż ręka, trzymająca fajkę, na ławę mu opadła. Teraz oczy ich po raz pierwszy spotkały się w długiem spojrzeniu; głos gościa urwał się jak rozerwana struna. Odwrócił się, znowu przed kominem stanął, ale nozdrza poruszać się mu przestały i znacznie ciszej niż przedtem mówić zaczął:
— Czyto właśnie każdy odrazu już do głębokiej jamy wleci? Nie każdy. Może i ten Bąk nie odrazu ludzi zabijał. Ot ciekawość, jaka to jego historya? Gdzie on urodził się i w jakiemto miejscu matka jego na rękach swoich nosiła i kołysała? Musi on wtenczas jeszcze rozbójnikiem nie był, musi on po jakiejś drabinie schodził, póki zeszedł aż tam, zkąd już ani Bóg, ani dyabeł jego nie wyciągnie. Nie wiem tam, co on takiego robił, nim ludzką krew rozlał, ale słyszę jak rozlał, samego siebie zląkł się i z turmy uciekłszy do chfabryki pracować poszedł. Czy dali spokojnie pracować?... Nie dali. Złapali