— A z trzecim waszym synem... Dwóch tu jest, a trzeciego niema... czy wy już o nim ze wszystkiem zapomnieli, panie gospodarzu?
Za plecami pytającego dłonie jakieś głośno splasnęły i babski piskliwy głos zagadał:
— A kab ja wieku swego nie dożyła! Kab mnie język w kół się obrócił! Kab mnie ręce jak te gałęzie wierzby powykręcało, kiedy ja o nim zapomniała, o Jaśku moim najmilszym, o sokoliku moim biednieńkim... Toż ja jego, kiedy on na świat rodził się, od matki przyjmowała, toż ja jego na rękach swoich nie raz i nie dziesięć razy nosiła... swoich dzieci nie miała, ale jego miała i polubiła jak rodzimeńkiego synka...
Głowa baby, czerwonym czepcem oblepiona, z kosmykami białych włosów na pomarszczonem czole, z policzkami od wódki zarumienionemi, trzęsła się i w obie strony kołysała tuż nad ramieniem przybyłego, w samo prawie ucho rzucając mu gorące i wódką cuchnące oddechy. On głowę nieco w tył odgiętą na ręku opierał, z przymróżonemi oczami zawodzenia jej słuchając. Ale wkrótce przerwał je pytaniem:
— To wy, panie gospodarzu, ze wszystkiem już Jaśka nie pamiętacie? Onże wasz pierwszy był... najstarszy...
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.