Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

obejmuje i całuje, mało nie udusi, a innym razem hardo postawi się i żeby tam nie wiem komu, jak osa rzuci się w oczy. Łajał ja jego dobrze, ale najwięcej pobłażał... a taki nic złego on wtenczas i nie robił... — Zamyślił się, głową trząsł. — Na zgubienie ja jego brał z sobą do miasta i do hadwokata, — prawie już gadatliwie mówił dalej. — Słuchał on co my z sobą gadali, słuchał i wracając bywało mówi: «tatku, ja tego ubiję, kto nam niesprawiedliwie ziemię zabierać przyjdzie!» Ja tylko śmieję się. Młody, taj durny, myślę. A ziemia sprawiedliwie do nas należała, ale przedawnienie zaszło i proces my przegrali, Dubrowlańcy ziemię odbierać przyszli, a my zawzięli się nie oddawać Nie oddamo i nie oddamo! Całą gromadą bywało wyjdziem i napastników tych, kab' im Pan Bóg grzechów ich nie darował, przepędzamy. Dokazywali wszyscy, dokazywał i Jasiek. Nu myślę, dobrze. Kiedy wszyscy, to i niechaj i on. Aż tu na wiosnę mówią: urędnik przyjedzie i Dubrowlańcom ziemię oddawać będzie. Bieda! Z urędnikiem nie to co z chłopami. My rękami machnęli. Niechaj będzie i tak! niechaj będzie i nasza krzywda! Pan Jezus więcej cierpiał! Ale nie wszystko my, jak potrzeba było, przeliczyli. Nie przeliczyli my tych młodych, a nadto zuch-