Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

kówki idąc. Pocieszyła się też natychmiast i tak jak inne za kołowrotkiem usiadła.
Nastula drzwi zamknęła, bo zimno z sieni szło do izby. Chłopcy, z których jedni byli w kożuchach, inni w siwych siermięgach, a wszyscy w ciężkich wysokich bótach, teraz dopiero przed gospodarzem domu się skłonili.
— Dobry wieczór! — chórem huknęli.
Nie odpowiedział. Czyżby zadrzemał? Wszyscy jednak wiedzieli, że stary Mikuła ospałym nie był, że długie gwarne wieczornice lubił i uprzejmie na pozdrowienie gości odpowiadał, a czasem nawet, choć rzadko, grubym śmiechem wtórzył swawolom młodzieży. Dziś milczał. Ręka z fajką u piersi mu zawisła i wszystkie fałdy wielkiego czoła w dół się osunęły, ciężką chmurą wisząc nad krzaczystemi brwiami. Spał czy dumał? gniewał się czy wspominał? Chłopcy do komina odeszli i za dziewczętami stanąwszy, papierosy zapalali, Nastula znowu na przewróconych nieckach usiadła i gadała, gadała, suchemi ramionami rozmachując; kołowrotki zaturkotały chórem, hucznie, nad ich turkotem szumne, wesołe wzniosły się rozmowy. W izbie zrobiło się bardzo gorąco i duszno.
U ściany przeciwległej tej, pod którą siedział stary Mikuła w cieniu, na zydlu, u którego