końca, przy samych już prawie drzwiach stała beczułka, woń kwaszonej kapusty wydająca, toczyła się rozmowa, turkotem kołowrotków i gwarem wesołych głosów głuszona. Przybyły siedział tam obok Jelenki, która, żadnego udziału w napełniających izbę swawolach i żartach nie biorąc, karmiła, a potem na rękach kołysała swe paromiesięczne dziecko.
— Wesołe u was wieczornice — zaczął.
— A wesołe — odpowiedziała.
— Dawno wyszłaś za Aleksego?
— A już na przyszłego Piotra cztery lata będzie.
— A wieleż teraz masz lat?
Uśmiechnęła się i wstydliwie głowę pochyliła,
— Czy ja wiem? Musi na Jerzego dwadzieścia skończę...
— Phi! — gwizdnął gość — stara z ciebie kobietka. No, a dobrze ci tu żyć?
— Czemu nie dobrze? I bardzo dobrze, daj Boże kab tak do wieku było.
— Aleksy dobry, a? nie bije?
Zarumieniła się.
— Jeszcze tego nie było — nieco gniewnie sarknęła.
— A lubi?
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.