Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

— Język! — wśród powszechnego milczenia zawołała dziewczyna.
— A-a-a-a! — zadziwili się znowu wszyscy; — prawda! niema co! prawda! Ot rozumna! Taka młodzieńka, a taka rozumna! Czy tylko tobie Damian nie powiedział? Pewno powiedział? praudu skaży!
Dziewczyna jak piwonia czerwona, kryjąc się za kądziel, błagalnie ku mądremu parobkowi oczy wznosiła.
— Nie powiedziałem! — wykrzyknął Damian — breszecie! nic nie powiedziałem. — I jakby chciał burzę nowych zapytań od siebie i ulubionej dziewczyny odpędzić, zaraz dodał:
— Chcecie? to jeszcze jednę powiem! — Filuterny uśmiech rozsuwał tłuste jego policzki, z czarnych oczu śmiech tryskał:

Maleńkaja, czarnieńkaja,
Wsiu kołodu woroczaje.

— Nu szto heto? — zapytał, garścią usta zakrywając.
Nastula w szerokim śmiechu bezzębne usta otworzyła i ramionami ku niemu zamachała:
— Oj, kab ty skis z zagadką taką! Oj, nie raz i nie dwa słyszała ja tę zagadkę! Toż to pchła!