Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziwuje się ten pan, dziwuje się, a dudka prosi i prosi, żeby on na niej nie grał.
— Aaa! — przerwało znów parę wykrzyków zdumienia.
Taki śpiewała ta dudka, taki prosiła... nu!
Nastuli oczy, jak dwie srebrne iskry błyszczały, zwiędłe wargi jej, coraz więcej wyrazu przerażenia nabierały. Z łokciami, opartemi o kolana i rozwartemi w powietrzu rękami, prawiła dalej.
— Przyjechał ten pan do tej wioski, gdzie durniowi bracia i ojciec żyli, zaskoczyła jego nocka, przyszedł on do nich i prosi, żeby jemu przenocować pozwolili. Pozwolili jemu przenocować, odprzągł on konia, do chaty wszedł i do gospodarza mówi:
— Jechałem ja — mówi — przez taki i taki las, patrzę, aż stoi sobie wisienka, taka równa, taj wysoka. Ja tę wisienkę zrąbał i dudkę z niej zrobił. A żeby ty wiedział, jak ta dudka gra. Nigdy jeszcze nie słyszałem, żeby dudka tak grała. Weź stary i pograj troszkę.
Wziął ten chłop dudkę, grać na niej zaczął, a ona śpiewa:

Nie graj tatulu nie graj
Serduszka mego nie targaj,