Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

i zaraz pójdę... pójdę... nic złego nie zrobię... tylko mię puśćcie, jeżeli Boga w sercu macie... jeżeli kroplę litości... jeżeli zbawienia duszy... puśćcie... na rany Jezusa Pana... oj, ludzie!...
Krystyna teraz głośno wymówiła:
— A taki i tego kiedyściś matka na rękach swoich nosiła i kołysała...
A tuż prawie przy ziemi, senna baba śpiewnie mruczała:

«Braciszkowie mnie zabili,
Nóż w serce wsadzili...»

Hodzi! — rozległ się po izbie głos wszystkie inne przenoszący, do rozkazywania nawykły.
Hodzi! puszczajcie jego! rozstąpcie się i puszczajcie!
Mikuła wstał znowu z ławy i już na nią jak wprzódy nie opadł, ale ciężki, wielki w swem białem odzieniu, twardą taśmą przepasanem, prosty, choć z głową na pierś spuszczoną, ku środkowi izby postąpił.
— Puśćcie jego i rozstąpcie się! — powtórzył!
Po chwilowem zdumieniu i wahaniu rozstąpili się parobcy; jeden Aleksy, ze sznurami w ręku z sieni powracający, sprzeciwić się spróbował: