Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zkąd wziąłeś te pieniądze, Mieczku! Jakim sposobem dostałeś te pieniądze? drogi mój, co ty zrobiłeś!
Spróbował ręce swe wydobyć z jej dłoni, ale ona je z całych sił, coraz mocniej ściskała.
— Zkąd wziąłem? nie ukradłem ich przecież. Wiesz o tem dobrze, że nie ukradłem. Pożyczyłem i koniec!
Joanna od stóp do głowy zadrżała.
— Pożyczyłeś! — krzyknęła, — ależ to dla ciebie ostatnia zguba! Jakże ty będziesz mógł tak wielką sumę zwrócić. Suchym chlebem chyba żyjąc! A któż ci pożyczył? Bogatych ludzi nie znamy. Pierwsza Rożnowska dałaby, gdyby miała, ale nie ma. I nikt z tych biednych ludzi takich wielkich pieniędzy nie ma! Któż ci więc je pożyczył? Kto? kto? kto?
I dopóty ścigała go tem natarczywem, gwałtownem pytaniem, dopóty wzrok swój gorejący i strwożony w jego oczach zatapiała, dopóki z niechęcią i prawie gniewem nie wymówił nazwiska jednego z najbardziej znanych w tem mieście lichwiarzy.
Joanna, uderzyła głośno w dłonie, a potem niemi twarz sobie zakryła.
— Boże! — mówiła — Boże! Boże!
Przez kilka minut, prócz tego jednego wy-