Ta strona została uwierzytelniona.
Nad zuchwałym hałasem szynku, w kuchence oświetlonej małą lampą i napełnionej zapachem czeremchy, blada dziewczyna, z twarzą zmęczoną i zapłakanemi oczami, trzymała na kolanach bose, pucate, śmiejące się dziecko. Zza krótkiej, spłowiałej sukienki, tłusta, czerwona rączka dziecinna wyjęła znowu mały, zbrudzony, zgnieciony elementarzyk, a srebrny głosik zadzwonił długim, figlarnym śmiechem.
Z przyległego pokoju ozwało się przeciągłe syknięcie:
— C-i-i-i-cho!
— C-i-i-i-cho! — schylona nad dzieckiem powtórzyła Joanna.
Maleństwo stłumiło srebrną dźwięczność swego głosu, i tłustym, krótkim paluszkiem o każdą z liter uderzając, cicho, szeptem prawie czytało
— A... b... c...