gęstą i długą falą w tył spływające, a krótkim zarostem okalające ściągłe policzki. Ale ktokolwiek pamiętał silnego, muskularnego, w ćwiczeniach wojskowych i wesołem życiu szeroko rozrosłego pułkownika, ten przyznać musiał, że długi szereg lat, spędzony wśród mgieł i wyziewów wielkiego miasta, na szkolnych i uniwersyteckich ławach, nad książkami i piórem, w sposób szczególny zwęził i zwątlił postać jego syna. Tam było panowanie żelaznych muskułów i wartkiej, gorącej krwi, tu wzięły przewagę gorączkowo pracowite czynności mózgu i nerwów. Młody ten człowiek rósł i dojrzewał w atmosferze przesyconej pierwiastkami współczesnych namiętności i idei świata, które na twarzy jego wycisnęły piętno surowości, a w źrenicach roznieciły płomień budzonych przez się zapałów. Z zarysu i poruszeń delikatnych warg jego, z groźnego niekiedy zsuwania się brwi, z ponurej prawie błyskawicy, która często i na długo zapalając się w jego oczach, gasła potem w mgle smutnego lub miłosnego rozmarzenia, łatwo było odgadnąć chorobliwą niemal wrażliwość na wszystkie dźwięki, z których składa się olbrzymia i odwieczna pieśń ludzkich żalów i żądz, miłości i nienawiści.
Wszystkie te cechy ujawniały się wyraźnie
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.