Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

sypał się po kieszeniach lichwiarzy i różnego gatunku wierzycieli, a myśmy wyjechali do stolicy, gdzie ojca, siostrę moję i mnie wzięła pod swą opiekę ciocia Tonia... bo byliśmy jako ptaki, które nie sieją i nie orzą, albowiem nie mają już gdzie orać i siać. Wiem o tem wszystkiem, ale nie dotyka to wcale moich uczuć.
»Jedno tylko: Odkąd tu przybyłem, częściej niż przez kilka lat ostatnich przypominam sobie ojca. W tych stronach już będąc, zażądał on dymisyi, i otrzymawszy ją, zaczął naprawdę przebywać ze swą rodziną. Wprzódy, życie wojskowe, często rozłączało go z żoną i dziećmi, które pomimo wesołego życia swego i głośnych romansowych przygód, kochał, o! i jak kochał! Opuszczenie służby wojskowej, którą lubił, dla której był jakby stworzonym, kosztowało go wiele, ale krok ten dla siebie bardzo ciężki, uczynił w celu ciągłego już przestawania z żoną, która na zdrowiu zapadać poczęła, i uratowania dla dzieci resztek znacznej niegdyś fortuny. Mniemał, że siedząc na wsi i gospodarząc, pozbędzie się kosztownych swych przyzwyczajeń, rozstanie się na zawsze z kartami, romansami i hulanką. Nie udało się, krew burzyła się jak i wprzódy. Do dyabełka i butelki zabrakło towarzyszy huzarów — znaleźli się inni.