»Ta fortuna pękła jak tamte, ale przez lat kilka ojciec często, w przestankach pomiędzy zabawami przebywał w domu, z nami, a im więcej za domem stracił i nagrzeszył, tem czulszy potem i serdeczniejszy był dla nas. Dobry był. W naturze jego było dziwne pomieszanie burzliwości i dobroci, słabości i odwagi. Na wojnie waleczny żołnierz i wódz wyborny, w życiu prywatnem, oprócz żony i dzieci nie skrzywdził nikogo; pewien jestem tego tak, jak uderzeń własnego serca, które silniejszemi stają się gdy o nim sobie długo wspominam.
»Ale ruinę majątkową, która matce naszej skróciła życie, a nas pozbawiła możności próżniaczego zbytkowania, myśmy mu przebaczyli i matka, i siostra, i ja... który nie potrzebowałem nawet przebaczać, bo na co mi wielka fortuna? Mnie wstyd nawet czasem tych miękkich stołków, na których siadam i tego cienkiego tużurka... Przebaczyliśmy wszystko temu dobremu i pięknemu człowiekowi, którego obraz, w pracy i gwarze lat uniwersyteckich zatarty nieco w mej pamięci, żywy i kochany staje teraz przede mną często i jest jedyną pamiątką przeszłości, którą lubię i z którą rozstać się nie chcę, a gdybym chciał nie mogę, bo nie ja jej szukam, ale ona we mnie mieszka i żyje...«
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.