Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

mam przed sobą, tę ziemię, która rodziła przez wieki ponure ziele niewoli! Otóż, na polach i drogach, w wagonach i na drogowych stacyach, widzę tych ludzi, którzy przez wieki rozłamywali się na dwa przepaścią rozdzielone z sobą odłamy społeczne: panów i niewolników! Nie potrafię ci opisać wszystkich uczuć, które we mnie powstały, mieszały się, wrzały.
»Były to te same uczucia nienawiści i pogardy dla ciemiężców a nieskończonej litości dla uciemiężonych, którycheśmy prawie wszyscy doświadczali za uniwersyteckich i nawet wcześniejszych jeszcze, bo gimnazyalnych czasów, przy czytaniu broszur lub dziennikarskich artykułów, opisujących te strony i ich ohydne stosunki społeczne. Ale te uczucia potęgowały się teraz we mnie przez to, że własnemi, żywemi oczami patrzałem na tych ludzi. Wrzałem, powiadam ci, Sergiuszu, że czułem sam, jak widok każdego wykwintnego paltota i każdej białej ręki tutejszych królewiąt, rozniecał mi w źrenicach pożar nienawiści. Każda zato chłopska siermięga, każda dłoń w pracy zgrubiała, każdy grzbiet zgięty od dźwiganych brzemion, napełniał mię współczuciem tak dojmującem, że bolało mię ono daleko głębiej i nieznośniej, niż kiedykolwiek zaznany ból osobisty.