Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

przeciągnął dłoń po czole, jak ktoś chcący co prędzej wrócić od przedmiotów oderwanego myślenia ku rzeczywistości, spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 10-tą przed południem, i krótko odrzekł:
— Wprowadź!
Po chwili w tych samych drzwiach, któremi wchodził policyant, ukazała się postać ludzka tak szczególna, że na jej widok sędzia śledczy pochylił się nad swem biurem i utkwił w nią wzrok pełny zdziwienia zmieszanego z badawczością.
Był to człowiek, który może posiadał niegdyś formy i wygląd przeciętnego człowieka, ale teraz wydawał się raczej mętnem ich przypomnieniem. Szczupły, bo chudy i skurczony, niski, bo zgarbione plecy jego zarysowywały prawie kształt półobręczy, twarz miał okrągłą i malutką, z nosem znikającym wśród gąbkowatych policzków, z malutkiemi oczkami, błędnie i trwożnie błyskającemi zpod brwi wypukłych i białych, rzadkim włosem zjeżonych. Białe, rzadkie włosy okrywały niekształtnie rozwiniętą i prawie śpiczastą tylną część jego czaszki, od czoła zaś, głowa jego przykro świeciła żółtą nagością, wśród której ze smutnym komizmem sterczały gdzieniegdzie kępki siwego włosa.