— Kiedy przyjedzie bez tej biedy, to dobry, że choć jego do rany przyłożyć. Zwołuje wtedy ludzi przed dworski ganek i pyta się sam: »A jak wam? A czy wam czego nie treba? A czy wam komisar i wekunomy krywdy nie robią?« My to wtedy milczym zawsze, jak te kamienie, bo wiemy, że pan prędko znów pojedzie sobie, a komisar temu, ktoby na niego skarżył się, chybaby już ze wszystkiem szkórę zdarł. Ale pan sam do nas podchodzi, z jednym pogada, drugiemu i hroszy da, a czasem skrypki sprowadzić każe, na stole kiełbas i ogórków postawi i mówi: »Potańcujcie sobie dzieci, pobawcie się!« I my tańcujem, a pan czasem dzieuczata łapie i także z niemi po trawie »kruciela« wywija, aż lubo patrzeć... a piękny był mężczyzna, i taki w sobie wielki i dumny, zwyczajnie pan...
Tu Aleksy von Szarlov z okiem błyskającem, przez zaciśnięte zęby wymówił:
— Bawił się ludźmi jak lalkami, w łaskawego pana grał! Głupiec!
I głośno dodał:
— No, a jak ze swoją biedą przyjedzie, jak mu pieniędzy brakuje, to co wtedy?
— Wtedy paniczu to z nami było już źle, oj, jak źle! Niechaj o tem gadają te kosteczki
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.