białe, co przed czasem schowały się pod żółty piasek mogiłek tych, co kole naszego sioła krzyżykami i jodełkami sterczą. Wtedy pan żądał, żeby jemu komisar dużo hroszy dawał, a on, kiedy ich nie miał, bo połowę już panu oddał, a połowę sam szelma ukradł, wszystko na nas chłopów walił. »Dochodów, mówi niema, bo chłopy złe, leniwe, nie robią... chłopy złe, mówi, bo pan dla nich zanadto dobry, ze wszystkiem ich rozpuścił... Srogości na nich treba, mówi, bizuna, to i dochody zaraz będą..« Pan i bez tego już w złym humorze, w okrutną złość wpada, i wtedy już piekło... Kiedy w złość wpadł, wtedy o niczem nie pamiętał, krzyczał tak, że my wszyscy jak te listki osinowe trzęśli się ze strachu: »Ja nad wami pan! krzyczał, ja z wami wszystko zdziałać mogę, co zechcę; mnie taka nad wami władza dana, zabiję, powywieszam, bydlęta!« Wieszać nikogo nie powiesił, ale siec kazał i z chaty do chaty jak psy przepędzał, lepszemu lepszą ziemię, gorszemu, nibyto za karę, gorszą dając...
Zadyszał się dziad od długiego mówienia, jękliwe westchnienia zatrzęsły jego piersią, spuścił powieki i odpoczywał chwilę.
Aleksy von Szarlov, przeciągnął rękę po
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.