Myślał ja, myślał i wymyślił. Nogi za pas i hajda na Wołyń! Byli takie ludzie co i tę myśl podali, i potem dopomogli; uciekłem.
— Na Wołyń uciekłeś? Dla czegoż na Wołyń? — zapytał sędzia.
Dziad uśmiechnął się.
— Panicz naszych chłopskich obyczajów nie zna i chłopskiej mowy nie rozumie: ja nie na Wołyń uciekał, to tylko tak u nas mówiło się, ja nie wiem dlaczego to tak mówiło się, że kiedy jaki chłop uciekł, to mówiło się, że on na Wołyń uciekł. Ale ja i na prawdę na Wołyniu był, i gdzie ja nie był, i czego ja nie robił, i czego ja nie cierpiał! Zwyczajnie tułacz bezdomny, a jak ten zając przed psami chowający się, żeby go odkrywszy, nazad czasem, zkąd on uciekł był, nie przywiedli...
Mówił więcej teraz do samego siebie niżeli do tego, który słuchał go z brwiami ściągniętemi groźnie i srogo, z uwagą wytężoną i z oczami świecącemi palącem, bolesnem współczuciem. Głos jego stawał się coraz jękliwszym, ale mówił coraz szybcej, i byłby pewno już mówił długo, nieprzerwanie, bezkońca, gdyby mu był Aleksy von Szarlov nie przerwał pytaniem:
— I z tułaczki swej wróciłeś zapewne wtedy
Strona:Eliza Orzeszkowa - W zimowy wieczór.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.