dziły nad ziemią dymiącą od krwi gorącej oparów, stało się, że już nietylko we wzroki, ale i w dusze onych zaślepieńców przeniknęła dzika, zwierzęca rządza krwi...
„Złe mocy“ zapanowały pośród nich, jak w czasach onego pierwotnego zła, o których głoszą księgi święte (Bundehesz), więc jęli się „szarpać, rozdzierać sobie twarze i targać sobie włosy“, a mordować się wzajem. A echo niosło te poryki dzikości poprzez gęstwiny puszczy aż hen, w te dalekie światy, nad którymi słała się szeroka łuna mordów Kainowych. Aż światu człowieczemu miało się, zda się, „pod koniec“. Zwierzę pożerało człowieka...
Ale w puszczy, wśród której nieprzebytych gąszczów „złe mocy“ wzięły tryumf nad pokoleniem w mrokach urodzonych, żył jeszcze ród człowieczy z plemienia Czcicieli słońca, przechowującego „w nabożnych dłoniach“ ogień Święty, w lampkach strażniczych nigdy nie gasnący.
„Monady ludzkie, dotknięte heliotropizmem“. Ziemia wywiera na nie swą potężną siłę przyciągania, lecz one, pomimo to, wspinają się ku słońcu, na stromą tę drogę biorąc w serca za jedyny kordyał — wiarę w istnienie słońca i ogromne jego pożądanie. Z tym kordyałem i z rosą czarnych pereł na skrzydłach, pną się, lecą, wzbijają się ad astra!
Wiedzą oni, że „piekło jest to duchów do ziemi przybicie“, że „niewola sączy jad“, rozkładający dusze ludzkie straszliwie, że Wyzwolenie nie leży na
Strona:Eliza Orzeszkowa w literaturze i w ruchu kobiecym.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.