Strona:Elizabeth Barrett Browning - Sonety.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.
IV

Wzywają cię w komnaty jakieś pałacowe,
Śpiewaku wdzięczny wzniosłych strof! oto tancerze
Niechają pląsów, oto chęć można ich zbierze,
Aby się zasłuchali w warg twórczych wymowę.

Jakto, czyż dotkniesz klamki drzwi mych? w progi owe
Zbyt niskie wnijdziesz? czyś się zastanowił szczerze
I ścierpisz, by twe pieśni spłynęły w ofierze
Znienacka, w złotej pełni, w dom biedny — godowe?

Spójrz, sowa z nietoperzem wzięły to ode mnie
Podstrzesze; oknem pustem rwie się wichru fala
Świerszcz twej lutni podrzeźnia ćwierkaniem swem w ciemnie.

Cyt, nie budź więcej echa, które się użala
Nad ruiną! we wnętrzu skrył się głos, tajemnie
Płaczący... że tak śpiewać musisz tu... sam, zdala.