Strona:Elwira Korotyńska - Dowcipne małpki.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

czapeczki, zapakował do skrzynki, którą włożył na plecy i ukłoniwszy się kapeluszem słomkowym siedzącym w podziwie małpkom, puścił się uszczęśliwiony w dalszą drogę.
A małpy długo siedziały nieruchome na drzewie, wreszcie zwalczone sprytem człowieka, powlekły się leniwie do swych legowisk.

KONIEC.