Ta strona została uwierzytelniona.
W tejże chwili Gertruda zaniepokojona długą nieobecnością dziewczynki, weszła do pracowni, gdzie zastała Różyczkę szlochającą, w sukience zalanej farbą.
Wzrok jej padł na splamiony dywan i załamała ręce, strofując winowajczynię.
— To nie ja, to Medor! — tłomaczyła się psotnica, wycierając dywan sukienką.
— Proszę odejść i nie dotykać niczego, gdyż zamaże się wszystko, — mówiła zmartwiona niania, — zaraz przyjdę i sprobuję wywabić plamy w dywanie. To najważniejsze.