ziemi, które wysysają kąkole i chabry, a na niektórych gruntach bardzo szkodliwe perze.
Nastał lipiec. Gorąco było i parno. Kłosy pochylały się pod ciężarem ziaren, złociły się w słońcu i jakby prosiły, aby je ścięto.
I gdyby je zostawiono na żar słoneczny za długo, gdyby nie zżęto we właściwym czasie, wysypałyby się na grunt i pusty kłos zdałby się tylko na słomę.
Zebrali się więc żniwiarze i żniwiarki i żąć poczęli.
Ciężka to praca! Pot spływał strugami, gorąco prażyło plecy i głowę, zasychało w gardle od znoju.
Ale nikt z pracujących nie myślał o wypoczynku. Dopiero w południe, gdy przyniesiono im pożywienie zasiedli do jedzenia skromnego obiadu i pot otarli z czoła. Zalśniły po obiedzie kosy i sierpy i pracowały do zachodu słońca.
Strona:Elwira Korotyńska - Historja bułeczki.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.