Ta strona została uwierzytelniona.
Drzemie i powoli zasypia. Aż naraz dziać się z nią poczynają dziwne rzeczy...
Idzie boso ulicą, sukieneczka na niej ta błękitna, którą miała w dzień na sobie... brudna, podarta, bezbarwna.
Nieuczesane włoski kapelusika nie ma na główce, brudne rączyny i nóżki.
Drży z zimna i głodu, płacze cicho, żałośnie.
— A prędzejże! — woła głos jakiś surowy, wcale do miłego głosu mamusi nie podobny. — Przynieś wody, to ugotuję cośkolwiek.
Pędzi czerwonymi od zimna stopkami do wilgotnej i mrocznej izby w suterenie, bierze dzbanek i przynosi wodę, ledwie mogąc udźwignąć, tak wielkim zda się być dla niej ciężarem.