Strona:Elwira Korotyńska - Kominiarczyk.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego razu, jakoś w końcu miesiąca, Piotruś uszczęśliwiony nad miarę wybiegł z domu wcześniej niż zwykle.
Hop! hop! hop! podskakując wyśpiewywał chłopczyna.
Nareszcie zatrzymał się przed domem, w ktorym dużo miał do roboty.
Dom był ogromny, kominów do czyszczenia dużo, pewnie cały dzień mu tu zejdzie.
A naprzeciwko dom szkolny. Cały budynek pełen hałasujacych chłopców i dziewcząt, miłych, wesołych istot, pełnych życia i żądzy zabaw...
Pamięta, jak chodził do szkoły, jak rwał się do nauki ile i do dokazywania, do figlów, jak mu tam było dobrze i jak szybko zeszło tych lat kilka.
Wszedł na strych, ze strychu po schodkach na dach i już jest na swym posterunku i już śpiewa:

Jestem sobie kominiarczyk,
Kominy szoruję,
Do wszystkiego co jest brudne
Wyraźny wstręt czuję...