Wyczyścił jeden komin i wyszedł na powierzchnię dachu... Spojrzy, co też tam dzieci robią w szkole?
Siedzą i piszą coś w kajetach, pewnie doktando. A jak jedno do drugiego zagląda...
— A pfe! wstyd! Nie wolno oszukiwać nauczyciela! — krzyknął tak głośno, aż sam się swego głosu przeląkł.
Zjadł, co miał na obiad, wyczyścił resztę kominów i zeszedł do majstra.
Uroczysty to dzień dla Piotrusia — dzień wzięcia pierwszej w życiu pensji.
— A no, chłopcze — zawołał się doń majster — zasłużyłeś na więcej, niż myślałem, bo zwijałeś się z robotą, a i robiłeś dokładnie, masz tu sześćdziesiąt złotych na początek...
Oniemiał Piotruś z radości, stanął jak wryty.
— Boże! czyż to prawda? On ma aż tyle pieniędzy?
Rzucił się do rąk majstra, a gdy ten dobrotliwie pogłaskał zwichrzone
Strona:Elwira Korotyńska - Kominiarczyk.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.