Zapomniał i o karabinie, o swym stanie żołnierskim, o swym honorze.
— Hau! hau! panie generale! ostrożnie! Tam rów widzę głęboki!... — warczał Burek, ostatkiem sił ostrzegając swego pana.
Ale już było zapóźno... Michaś upadł w rów i zanim się wydostał z tej pułapki, doskoczył kozieł i żgnął go w łydkę rogami.
— Aj! aj! — wołał uciekając generał, a to ci awanturnik!
Dopadli wreszcie do jakiejś, stojącej na pustkowiu chatki, wbiegli do niej, drzwi zatrzasnęli — była pusta.
— Nareszcie! — jęknął generał — już tu ten rogacz nie wbiegnie!
I byliby tak w głodzie przenocowali, jeśliby nie matka Michasia, która zaniepokojona długą nieobecnością syna, poszła go szukać.
Znaleziony na drodze karabin i szabelka doprowadziły ją do chatki.
Jakżeż się uśmiała, widząc kozła zwycięzcę pilnującego swych więźniów...
Strona:Elwira Korotyńska - Kozieł zwycięzca.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.