Coo? Jeszcze stoisz? Bo jak cię kolnę żądłem!
Biedny konik zebrał wszystkie swe siły i uciekł od złośliwego owadu.
A w ślad za nim biegł śmiech szyderczy samolubnej, bezlitośnej pszczoły, dumnej swego miodu i wosku.
Oddaliwszy się od stojących w sadzie uli, spadł bezsilny na pożółkłe, leżące gromadnie liście...
— Umrę tu, — szepnął omdlały od głodu — niema dla mnie ratunku!
I ułożywszy skrzydełka i łebek na jednym z liści zapadł w odrętwienie.
Naraz uczuł, że się coraz niżej opuszcza, że zapada w ziemię...
Przerażenie go ogarnęło. Co to? czyżby był tak ciężki, że udźwignąć go ziemia nie może?
Uniósł zmartwiałe źrenice i to co ujrzał, było nad wyraz okropne.
Koło niego uwijała się gromada żałobników i chciała go już pogrzebać...
Czterech z nich, czarno odzianych, z żółtemi szarfami, spełniało rolę grabarzy.
Strona:Elwira Korotyńska - Litościwa mrówka.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.