nieczysty... Depce nas, albo dusi w palcach i za co? za jakie winy?
Toć zjadamy szkodliwe mszyce, kurz z liści zrzucamy swemi nóżkami, nie krzywdzimy ludzi zupełnie...
— Pani ratuj!
— Nie, to nie człowiek... Kto mówi?
— To ja konik polny, nędzarz nad nędzarze, od dwóch dni niczego nie jadłem...
— Aha! to konik polny... Mój kochany, i dlaczegożto niczego nie jadłeś? czyś chory?
— Nie chorym, alem bardzo osłabiony z głodu...
— Zajrzyj więc do swej spiżarni, weź czego do zjedzenia i głód minie...
— Nie mam spiżarni, nie mam zapasów, — wyjączał z trudem konik polny.
— Nie masz? A dlaczegożto, jeśli wolno wiedzieś? czyś kaleka? Cożeś robił przez lato?
— Tańczyłem, wydawałem wieczorki, grałem na weselach...
— I nic więcej?
— Nie, wielmożna pani biedronko...
Strona:Elwira Korotyńska - Litościwa mrówka.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.